Red: Eugeniusz C

Opublikowano: 21 Czerwca 2018

Gdy teolog nie zna Biblii

Cóż się dzieje jeśli teologowie nie znają Pisma świętego? Czy wtedy teologia nie staje się szyderstwem z prawdy Bożej?

Pan Sebastian Duda, teolog laboratorium więzi uważa, że w rozmowie z Samarytanką Jezus nie mówił w języka prawa, w języku zorientowanym na prawo. W sytuacji z Samarytanką nie ma tam nic na temat prawa. Przecieram oczy i uszy ze zdumienia. Nie ma tam nic na temat prawa? Czyżby? Szanowny pan teolog albo nie douczył się albo specjalnie oszukuje, by głosić swoje cienkie tezy. Ostatecznie jego teza nie odpowiada faktom i prawdzie.

Jezus w rozmowie z Samarytanką jasno sformułował status jej małżeństwa podkreślając, że obecny jej mąż nie jest jej mężem. Sic! To znaczy, że posłużył się językiem jurydycznym. Nie teologią i duchowością małżeństwa jak przy innych okazjach.

Rozpatrzył konkretny przypadek i objaśnił, jak On, Najwyższy Prawodawca widzi jej sytuację. Jezus wypowiadając się na ten temat użył autorytetu Najwyższego Sędziego. Rozmawiając z nią poprosił, by zawołała swego męża i przyprowadziła do Niego. Celowo zmienił temat rozmowy. Dziwne wydaje się owo wtrącenie w toku konwersacji. Myślę, że miało ono mieć swoje ważne miejsce i znaczenie. Jaki cel przyświecał Jezusowi, że skierował rozmowę na tor jej małżeńskich kłopotów? By mogła się przekonać, że jest wszystkowiedzącym? Owszem. Lecz mógł wyjawić jakąś inną tajemnicę z jej życia. Wybrał tę. A skoro do niej nawiązał rozmowę, to jednocześnie było to dla Niego bardzo ważne, aby coś ważnego jej i nam objaśnić. Pragnął wyrazić prawdę rzeczywistości małżeństwa w kontekście jej osobistego życia.
A chcąc nie chcąc, określenie małżeńskiego statusu należy ściśle do rzeczywistości prawa. Jak można dokonywać tutaj manipulacji i twierdzić, że Jezus pomijał kwestie i tematy prawa. Także i w jej przypadku. Twierdzi się, że czynił to, by nie urazić swoich słuchaczy? Tak na marginesie, według tego pana prawo odraża ludzi a zwłaszcza współczesnych, bo tak już ewoluowali i wysubtelnieli, że nie muszą zachowywać prawa. Typowe absolutnie błędne podejście, czyli róbcie co chcecie.

Mistrz z Nazaretu nie był dwulicowym, czy tchórzem jak my jesteśmy. Głosił prawdę niezależnie czy się to podobało czy nie. A jeszcze poważniejszym kłamstwem jest, że w ogóle nie posługiwał się rozważaniami nad prawem i nie stosował prawa. To, że głosił prymat miłości, nie znaczy, że negował prawo i odniesienia do jurydycznych rozstrzygnięć. A bezwzględnie niedopuszczalnym jest głosić, że w Kościele postawa legalistyczna bierze górę nad postawą teologiczną otwartości. Skłócanie teologii z prawem rujnuje samą teologię. Nie mówimy o prawie stanowionym. Mówimy o naturalnym prawie, jakie stało się normą życia ludu Bożego i prowadzi go ku swemu przeznaczeniu. Prawo to jak gwoździe spinające konstrukcję nauki Bożej.

W przypadku Samarytanki podjął jurydyczny wątek małżeństwa. I co charakterystyczne, iż Jezus nie rozeznaje, co by się jej podobało, nie wchodzi w spostrzeganie dylematów psychologicznych i osobistych racji, jak niektórzy obecnie proponują księżom by latami rozeznawać sytuacje małżeńskie, tylko konstatuje prosty fakt. Samarytanka zawarła małżeństwo legalnie według ich zwyczajów. Więc to proste, że jej mąż musi być współmałżonkiem dozgonnie. Taki jest zamiar Stwórcy od początku świata.

Co więcej, jeszcze przed ustanowieniem sakramentów świętych Jezus potwierdzając nierozerwalność małżeństwa mówił do niej, że jej pierwszy mąż jest jej właściwym mężem, czyli prawowitym małżonkiem, nie któryś z tych czterech późniejszych, z jakimi żyła w konkubinacie. Ona sama też myśli poprawnie i wyznaje, że nie ma męża wstydząc się trochę, bo tak można sprytnie ująć fakt, że z pierwszym mężem się rozwiodła, a potem brała sobie innych mężczyzn. I Jezus potwierdza, ale już prawnie nie dopuszczając żadnego sprzeciwu i wątpliwości doprecyzowuje to, co ona nie wyznała. Ten z którym żyjesz teraz, a którego ona określiła nie jako męża, niejako nie przyznała się Jezusowi, że go ma, Jezus powie o nim, że nie jest mężem.

Na podstawie czego Jezus mógł wskazać męża Samarytanki? Tylko na podstawie prawa i tych aktów prawnych, które zaistniały w życiu tej kobiety. Ślub z pewnością zawarty według kanonów samarytańskiej społeczności. Ale to też prawo, które obowiązywało jako Boże, gdy chodzi o małżeństwo. Zresztą ślubu udzielają sobie małżonkowie w obecności świadków.


"Jezus wyjawia prawdę zgodną ze stanem faktycznym, czyli jurydycznym. To prawo określa, kto jest moim małżonkiem, a kto nie. Akt prawny potwierdza zawarcie małżeństwa faktycznie. Kto nie jest małżonkiem a kto jest, nie określi żadna teoria duchowości małżeństwa. Tu musi być zastosowana procedura prawna, przepisany obrzęd, a który zostaje określony przez przepisy, zresztą też prawne dla zaistnienia małżeństwa."


Pan teolog mąci wiernym w głowie. Nie znaczy to, że aspekty duchowe, psychologiczne i pozostałe wymiary małżeństwa nie są ważne. Jednakże propozycja pana teologa, aby obedrzeć z prawa nauczanie Jezusa o małżeństwie jest zamachem na małżeństwo w rozumieniu Bożym. To wykrzywia nauczanie Jezusa. Jezus używał języka prawa i tego nie można podważyć!